Dzis rano odbieramy z wypozyczalni auto. Wybieramy sie w Atlas Wysoki. Wyjazd z Marrakeszu nie byl latwy. Generalnie panującą na drogach zasada jest brak zasad i albo jedziesz z tlumem, albo po tobie. Najwazniejsze w aucie to glosny klakson i dobre hamulce, bo wszechobecne skutery i rowerzysci wogole nie zwracaja uwagi na auta, a auta wogole nie zwracaja uwagi na pieszych, a piesi wogole nie zwracaja uwagi na nic. Markowi nalezy sie w nagrode sloik smalcu za jazde po Marakeszu, bo poradzil sobie super. Nie wiedziec czemu taka jazda sprawila mu nawet przyjemnosc, za to mnie przyprawila o kilka nowych siwych wlosow. Pol godziny za miastem wjezdzamy w gory. Najpierw zielone pagorki, a potem coraz wyzsze szczyty. Nieodzownym elementem krajobrazu byli niestety zmotoryzowani sprzedawcy, nieudolnie podrobionych gorskich krysztalow. Za kazdym razem kiedy zatrzymywalismy sie zeby zrobic zdjecie lub pogapic sie na gory, nagle objawiali sie znikad, obwieszeni bizuteria z ''najprawdziwszych szlachetnych kamieni'', ktore do zludzenia przypominaly plastik i wciskali nam je namolnie. Mimo iz wybieralismy odosobnione miejsca i tak po chwili pojawialo sie kilku z nich a my po szybkiej sesji zdjeciowej odjezdzalismy z piskiem opon. Kiedy dotarlismy do Setti Fatmy, zostalismy obskoczeni przez lokalnych przewodnikow. Mimo iz nalegalismy ze nie potrzebujemy pomocy i sami chcemy isc na szlak oni i tak szli trzy kroki przed nami. Ciezko bylo sie od nich uwolnic, ale tez ciezko bylo samemu znalezc droge na szlak. Poczekalismy na kilku turystow zeby zobaczyc gdzie ich prowadza przewodnicy i poszlismy w ich slady. Po przejsciu przez rzeke rozpoczela sie wspinaczka w gore. Po chwili w konarach drzew zobaczylismy malpy. Cieszylismy sie jak dzieci, bo pierwszy raz widzielismy malpy na wolnosci. Szlak szedl w gore do wodospadow i miejscami byl podstepny. Wszysy szli z przewodnikiem, tylko my bylismy sami. W sumie mozna nazwac to przyjemnym spacerekiem. Na dole zjedlismy obiad majac przed soba widok na gory, a do jedzenia przygrywal nam lokalny zespol piesni i tanca, ktory czychal na kazdego turyste i rzepolil az uszy wiedly, ale ogolnie bylo milo a jedzenia bylo przepyszne.