Rano nie wyspani zbieramy się szybko, żeby jak najszybciej opuścić nasz przytulny przybytek i udać się na floating market. Postanowiliśmy wykupić tą wycieczkę w biurze turystycznym, bo dotarcie tam na własną rękę wydawało się trochę zagmatwane, a wycieczka na pół dnia kosztowała tylko 250 bht od osoby. Wyjeżdżamy 0 9tej i po 1.5 godz jesteśmy na miejscu. A tu jak to na targu: gwar, harmider, zapachy, kolory a to wszystko na łodziach. Cudowna atmosfera i pyszne jedzonko. Kiedy siedzieliśmy sobie na brzegu i zajadaliśmy pieczone banany, po drugiej stronie kanału pojawiła się telewizja i kamery. My z wypchanymi jedzeniem polikami obserwowaliśmy rozwój wypadków. Po naszej stronie kanału przechadzała się jakaś prezenterka i "zwiedzała" pływający targ. Marek zapragnął chwili sławy i postanowił poczęstować ją naszymi bananami. Piękna Pani nie odmówiła, ale zapytała nas nawet skąd jesteśmy i sama powiedziała, że jest z Australii. Po chwili zjawiła się też kamera. Kamerzysta chciał nakręcić z bliska nasze żarełko, żeby pokazać potem w telewizji czym zajadała się podróżniczka. I tak oto będziemy sławni....czekamy na propozycje.
W ramach opłaty mieliśmy przejażdżkę łodzią po kanałach, gdzie można było podpatrzeć jak wygląda tutejsze życie. To właśnie tu na łodziach spotkaliśmy parę Włochów, z którymi zaczynaliśmy naszą podróż po Azji. Ucieszyliśmy się jakbyśmy spotkali starych znajomych.
Wycieczka po kanałach była bardzo przyjemna, a potem już tylko powrót do BKK.
Ponieważ dzień był jeszcze młody postanowiliśmy pozwiedzać trochę stolicę. Wybór padł na Wat Pho i leżącego Buddę. Kiedy tam dotarliśmy okazało się, że Wat już zamknięty-15.30 zamykają główne atrakcje turystyczne. Podbiegła do nas jakaś kobieta, która wyglądała na jakąś przewodniczkę (ale pewnie nią nie była) i pokazała nam na mapie co jest jeszcze otwarte ( Wat Intharawihan, thai center, Wat Benchamabophit). Zanim zdążyliśmy się zorientować już byliśmy w tuk tuku, który podobno w promocyjnej cenie 40 bht miał nas do tych miejsc zawieść. Byliśmy trochę zmęczeni a cena była korzystna więc się zgodziliśmy. zastanawiałam się tylko co to jest to Thai Center, czemu o tym nie słyszałam?? Pierwszy Wat piękny z największym buddą jakiego widzieliśmy do tej pory, a potem Thai Center. No i tajemnica się wyjaśniła. To słynne sklepy z garniturami, do których tuk tukowcy zawsze zawożą turystów. No i trzeba było wejść. Pokręciliśmy się po sklepie, pochwaliliśmy duży wybór, ale stanowczo odmówiliśmy zakupu. Wtedy właściciel przestał być już miły, a nam nawet było to na rękę, bo mogliśmy jechać dalej.
Dzień zakończyliśmy pysznym jedzonkiem na Rambutree Rd i changiem.