Do Ayuthaya wybieramy się sami. Niedaleko KSR wsiadamy do autobusu nr 3 jedziemy za 6.5bht do końca na Mochit Station. Trzeba przejść tu przez mały ryneczek- trochę jak labirynt- żeby dostać się na dworzec dla autobusów dalekobieżnych. Autobusy do Ayuthaya odjeżdżają co 30 min bilet 56 bht od osoby. Po 1.5 godz jesteśmy na miejscu. Wypożyczamy na cały dzień rowery-50 bht, dostajemy mapkę i w drogę.
Ruiny są niestety porozrzucane po całym, dość ruchliwym mieście i to psuje trochę cały efekt. Nie wiem czemu myślałam ,że będą one w dżungli albo przynajmniej gdzieś poza miastem. Postanawiamy zaliczyć najważniejsze świątynie, ale nie robią one na nas zbyt wielkiego wrażenia. Być może po zobaczeniu Angkor Wat nic już nie może mu dorównać. Oglądamy występy słoni, ale jakoś przygnębia nas ich widok i show jakie dają dla turystów. Mamy wrażenie, że są zmęczone głośną muzyką i tłumami. Postanawiamy wracać. Po drodze zaczepiają nas jeszcze uczniowie z lokalnej szkoły i proszą o wywiad. Najpierw podchodzę do tego wszystkiego trochę nieufnie nauczona, że tu w Tajlandii zazwyczaj nie ma nic za darmo i zaraz będą chcieli nam coś sprzedać, ale kiedy wyciągają wymiętą karteczkę z pytaniami i cieszą się jak uda im się sformułować jakieś poprawne zapytanie i do tego jeszcze ja je rozumiem i odpowiadam, to nieufność mija i ustępuje chęci pomocy. Może to jakiś projekt do szkoły?Pytali oczywiście skąd jestem, czym się zajmuję, czy byłam już w Tajlandii, czy znam Buddę i co o nim wiem. Na koniec wręczają zawieszkę ze świątynią i zadowoleni odchodzą.
Oddajemy rowery i wracamy do BKK.