Na lotnisko Don Moung jedziemy busem z agencji turystycznej za 130 bht od osoby. Potem 1.5 godz. w Air Asia do Phuket, taxi za 400 bht (za taksówkę) do przystani promowej i 2 godz na promie za 1000bht od osoby i jesteśmy wreszcie na Phi Phi. Cena promu nas trochę zszokowała, ale okazało się, że w pełni sezonu taniej się nie da niestety. Kiedy wysiadamy z promu, czekają już przedstawiciele naszego resortu z tabliczką "Viking nature resort". Czekamy grzecznie i cierpliwie na tuk tuka, ale tuk tuk nie przyjeżdża, bo na Phi Phi nie ma tuk tuków, ani samochodów i w ogóle żadnych pojazdów poza rowerami i łodziami. I to właśnie łódź nas zabiera do hotelu. I tak oto zaliczamy podróż kolejnym środkiem transportu w Tajlandii, long tail boat. A więc do wody, z wody na łódź, z łodzi na plażę i oto jesteśmy w cudownym, klimatycznym resorcie Viking Natural Resort-to chyba nagroda za tę norę w BKK. Bangalow'y porozsiewane na wzgórzu, pośród lasu, cisza, cykanie świerszczy, widok na morze, a na balkoniku każdego domku hamak. Tak musi być w raju. Jest tak cudownie, że zastanawiamy się czy nie zostać cały dzień w resorcie i odpoczywać zamiast jakiejś wycieczki. Jednak chęć zobaczenia Maya Beach zwyciężyła, a ponieważ raj kosztuje to nie możemy za długo zostać na Phi Phi bo ceny adekwatne do widoków
obiad 80-1200bht, piwo 70 bht w sklepie
Wykupujemy więc pół- dniową wycieczkę po wyspach za 300 bht od osoby na następny dzień i biegniemy korzystać z plaży, która jest prawie pusta. BOSKO!!!!