Wstajemy rano, żeby po raz ostatni popływać. Około 9tej pakujemy plecaki i idziemy na śniadanie. O ile lepiej smakuje kawa, kiedy przed oczyma jest taki piękny widok. W tle cicha muzyczka z restauracji w resorcie, plaża, morze słońce....szkoda, że to już ostatnie chwile na Phi Phi. Po śniadaniu wracamy do domku, zbieramy ostatnie rzeczy i z plecakami idziemy na plażę, bo wg biletu prom jest o 14.30, więc można jeszcze pobujać się w hamaku, posłuchać szumu fal, a Marek jeszcze może popływać. Korzystając z tego, że jeszcze nikt nie sprząta naszego pokoju, Marek bierze szybki prysznic i ruszamy na przystań promową już tęsknie patrząc za siebie.
Na przystani tłumy. Ciężko się zorientować który prom jest nasz. Okazuje się, że żaden. Nasz odpłynął już godzinę temu a informacje jakie mamy na bilecie są błędne-podano nam nie tą godzinę. Chwila dezorientacji i zastanowienia się co teraz robić. Okazuje się, że następny prom do Krabi będzie za godzinę, więc jest jakaś opcja, ale my nie chcemy kupować następnego biletu, skoro przegapiliśmy prom nie z naszej winy. Emocje, upał i aktywny poranek ma niestety kiepski wpływ na Marka. Robi mu się słabo. Wlewa w siebie butlę wody, a ja staram się dowiedzieć więcej na temat naszych biletów. Agencja, w której kupiliśmy bilet nie obsługuje promu o 15.30, ale udaje mi się wytłumaczyć im skąd ta pomyłka i wykonują telefon do agenta, który obsługuje następny prom. Zapisują coś na odwrocie naszych biletów i mówią, że załatwione. Ja znając tutejsze obietnice " It's OK" nie wierzę i do końca nie jestem pewna czy znajdziemy się na tym promie. Markowi przeszedł kryzys i znów czekamy w upale na prom. Po raz kolejny tłumaczę czemu nie mamy biletu na ten prom, pokazuję zapiski na odwrocie i chyba żeby się nas pozbyć przepuszczają nas.
Jesteśmy zmęczeni i chcemy już być na miejscu. Po godzinie dopływamy na Krabi, bierzemy taxówkę z parą innych Polaków- 100bht od pary, która zawozi nas pod drzwi hostelu- Gafiyah Guesthouse Pokój czysty, obsługa bardzo miła, łazienka wspólna, ale bardzo schludna tylko łóżko jest lekkim zaskoczeniem. Właściwie jest bez materaca. Deska pokryta materiałem.Widzę przerażenie w oczach Marka. Ale o pustym żołądku to wszystko denerwuje i przeraża. Idziemy na jedzenie i rozeznanie się w terenie.
Są dwa miejsca gdzie można pysznie zjeść. Day Market -otwarty do 8.00 i Night Market- otwarty do rana. Jedzonko tanie 60-80bht, wybór duży.
Krabi jest jak do tej pory najspokojniejszym miastem w jakim byliśmy. Znacznie mniej turystów, zero dyskotek głośnej muzyki naganiactwa. Podoba nam się.