Lot był zaledwie 2,5 godzinny. Wita nas małe lotnisko i piękna pogoda. Autokarem jedziemy do hotelu. Jest to ponad 100km od lotniska, ale kiedy docieramy okazuje się, że warto było jechać tak daleko. Hotelik malutki, prowadzony przez Grecką rodzinę, przemiłych ludzi. Widoki z okna cudne z jednej strony Góry Olimp z drugiej ruiny zamku Platamonas.
Po rozpakowaniu ruszany na miasto. Plaża żwirkowata, ale prawie pusta bez męczących tłumów. Nad plażą góruje zamek. Ponieważ umieramy z głodu, szukamy czegoś do jedzenia. Jest 15.00, czyli pora sjesty i jedzenia o tej porze nie robią. Udaje nam się znaleźć bar z gyrosem, za całe 2,5 euro-pyszny. Najedzeni idziemy nad morze popływać. Woda cieplutka, kamyczki trochę przeszkadzają, ale można się przyzwyczaić. Zmęczeni szybko zasypiamy.