Wreszcie po pol roku czekania i po 9 godz lotu wyladowalismy w Cankun. Miasto jak kazde inne turystyczne miejscowosci, pelne hoteli, dyskotek, restauracji...bez rewelacji. Za to hotel rewelacja!!!!Na "dzien dobry" wita nas entertiment team, czyli koles za keyboard'em, próbujący rozbawic gosci hotelowych, a sa to az cztery osoby. Widząc nas od razu próbuje nas wciagnac do zabawy, ale my marzymy tylko o tym zeby pozbyc sie bagazu i zasiasc przed barem z czyms zimnym i najlepiej procentowym do picia. Trudno tylko bedzie wtopic sie w tlum. Pokoje jak caly hotel, pelne niespodzianek. Na progu wita nas zielona jaszczurka, a w lazience szybko przekonujemy sie ze nie wrzuca sie papieru toaletowego do kibelka. Przynajmniej barman nie zawodzi i nie żałuje tequili do drinkow.