Postanawiamy trochę odpocząć zwłaszcza, że wczorajsze wspinaczki dają o sobie znać w postaci zakwasów. Wyspani idziemy na ranny rynek, na którym nic nie kupujemy, ale oglądamy owoce i warzywa jakich nawet nie umiemy nazwać i nawet nie wiedzielibyśmy, które ich części są jadalne. Włóczymy się trochę po mieście, zaglądamy do centrum handlowego, żeby zobaczyć czy ustalone ceny bardzo odbiegają od tych ryneczkowych i lądujemy wreszcie na przystani, gdzie naganiacze namawiają nas na rejs na pobliskie wyspy. W innych okolicznościach pewnie byśmy skorzystali, ale o 15.30 jesteśmy odbierani na autobus do BKK. Wylegujemy się więc na ławce i gapimy na łodzie. O 15.00 odbieramy bagaże z naszego hostelu i po chwili podjeżdża już tuk-tuk żeby zabrać nas na dworzec autobusowy. W Tuk-tuku jest 6 miejsc, ale po dodaniu bagaży robi się mało miejsca. Kiedy tuk-tuk zatrzymuje się żeby zabrać kolejne osoby zaczyna być ciasno i kiedy już wydaje się, że nikt już nie wejdzie, nasz kierowca zatrzymuje się po raz kolejny i dochodzi kolejna para, a bagaże lądują na dachu. I tak oto mieści się 10cioro -można??można. Dowożą nas do dworca, dostajemy nalepki i czekamy na autobus. Pierwszy autobus nie jest zbyt komfortowy, ale całe szczęście jedziemy nim tylko jakieś 3 godz i przesiadamy się do wygodniejszego autobusu, gdzie każdy dostaje swój kocyk. Noc jednak nie mija na spaniu, przynajmniej mi. O 6.00 rano jesteśmy w stolicy.