Dziś już ostatni dzień w barwnym Bangkoku. Rozdzielamy się z naszymi znajomkami, bo mamy inne plany na zwiedzanie. Rano wybieramy się spacerkiem do tekowej rezydencji króla Pałacu Vimanmek. Pogoda jak zwykle dopisuje i jak zwykle po kilkunastu metrach naszego spacerku ubrania już się do nas kleją. Pałac Vimanmek jest nowoczesną, wzorowaną na europejskich budowlą. Najpierw spacerujemy po ogrodach, ale spragnieni chłodu postanawiamy jednak czym prędzej wejść do środka. Okazuje się, że Marek znów potrzebuje tu sukienki, żeby zakryć swoje kolana. Kupujemy piękną chustę, która później w Polsce okazuje się wspaniałym prezentem, i przepasany już nią Marek i ja idziemy na zwiedzanie. Są tu zgromadzone zbiory króla Rama V zarówno z jego podróży do Europy jak i rękodzieło tajskie.
Po zwiedzaniu skusiło nas pyszne, zimne mleczko kokosowe prosto z kokosa oczywiście. Oglądamy jeszcze ryby w pobliskiej rzeczce i kręcimy się po ogrodzie. Tu na swojej drodze spotykamy gekona. Niezbyt przyjemny typ, robimy zdjęcie i schodzimy mu ze ścieżki.
Wracamy do centrum na obiad i wieczór relaksu. Relaks zaczynamy od fish masage ( super, polecam), potem spotykamy się z naszymi znajomymi z Bydgoszczy, którzy wymieniają się wrażeniami ze swojego dnia. Po małym Changu idziemy na foot masage, a potem jeszcze na masaż całego ciała. Masaże tak odprężają, że żałujemy, że tak mało z tego korzystaliśmy wcześniej.
Wymasowani siadamy sobie na uboczu KSR i przy piwku rozmawiamy sobie prawie do rana. Żegnamy się o 3 nad ranem, bo my za dwie godziny jedziemy na lotnisko, a nasza wesoła kompania na północ kraju.